Ratusz był gotyckim budynkiem z czerwonej cegły, o strzelistej wierzy, która wyglądała na znacznie wyższą, niż była w rzeczywistości, na której wielki zegar właśnie wybił godzinę trzecią po południu. Stał w samym centrum Greenwich, i należał do najstarszych zabytków tego miasta. Kiedyś miał bliźniaka, kościół, który był jego lustrzanym odbiciem. Spłonął prawie sto pięćdziesiąt lat temu, lecz na czarno-białych fotografiach, wiszących w muzeum obie budowle wyglądały niesamowicie majestatycznie, i zarazem tajemniczo. Historia głosi, że niegdyś kościół i ratusz były połączone podziemnym tunelem, którym również można było dojść na obrzeża miasteczka. Ponoć podczas wojny secesyjnej był często wykorzystywany, jednak w trakcie kataklizmu, jaki strawił kościół zaraz po wojnie, znacząca jego część została zasypana. Teraz na miejscu sakralnej budowli stał pomnik upamiętniający tamto wydarzenie, a wokół niego rósł niewielki zagajnik.
Szybko wspięłam się po kamiennych schodach i przez masywne, drewniane drzwi wpadłam do hallu urzędu. Na mój widok, młoda recepcjonistka przywdziała na twarz maskę służbowego uśmiechu.
- Burmistrz już pani oczekuje, panno Howard – zaszczebiotała z przesadną uprzejmością.
- Jak to, oczekuje? – zapytałam z naciskiem na ostatnie słowo. Byłam nieco zdziwiona faktem, iż taka osoba, jak burmistrz miasta oczekuje mnie, zwykłej dziewczyny. No dobra, nie do końca zwykłej. Dziewczyny-łowcy. Tak czy inaczej nie spodziewałam się, że uda mi się spotkać z burmistrzem bez uprzedniego zapowiedzenia się, a tu proszę! On sam oczekiwał mojego przyjścia.
Powinnaś się do tego przyzwyczaić, Sadie. Jesteś ważną osobistością w nadprzyrodzonym świecie.- pomyślałam.
Recepcjonistka wzruszyła tylko ramionami i kazała udać się na drugie piętro do gabinetu. Z boleścią zrezygnowałam z windy na rzecz wspinaczki po schodach. Trzeba zacząć dbać o kondycję. Dotarłam do właściwych drzwi, i bez pukania weszłam.
Pomieszczenie, w którym się znalazłam było dość przestrzenne. Cale umeblowanie składało się z kilku regałów, barku, dwóch foteli i biurka. Wszystko w ciemnych barwach. Ściany dla kontrastu były śnieżnobiałe. Tyłem do wejścia wpatrzony w wielkie okno wychodzące na park miejski stał burmistrz Beckett, ubrany w szary garnitur. Chociaż wiekiem przypominał mojego ojca, z wyglądu zupełnie się od siebie różnili. Przede wszystkim burmistrz był już niemal całkowicie łysy i nosił sumiaste wąsy. Obrócił się do mnie z uśmiechem.
- Sadie Howard! Jak miło! – uścisnął moją dłoń. Widząc moje zmieszanie, zabrał się za wyjaśnienia. – Ralph do mnie wczoraj dzwonił. Mówił, że już jesteś zamieszana w nasz wampirzy interes i że pewnie zechcesz złożyć mi wizytę, po tym co się stało wczorajszej nocy – cmoknął z niesmakiem.
- Czyli pewność, że to był wampir jest stuprocentowa, prawda? – zadałam pytanie, chociaż dobrze znałam odpowiedź. Innego wyjścia nie było, lecz gdzieś w głębi mnie tlił się nikły płomyk nadziei.
- Tak. To był wampir. Koroner, który oglądał ciało zamordowanych dziewczyn to potwierdził.
Burmistrz usiadł w fotelu za biurkiem, i gestem reki nakazał mi uczynić to samo.
- Jak wiele osób w tym mieście wie o istnieniu wampirów, i w ogóle istot o nadnaturalnych umiejętnościach? – ta wiedza mogła być dla mnie przydatna. Miło jest wiedzieć, do kogo można się zwrócić z problemem natury mniej zwyczajnej. Mężczyzna zamyślił się na chwilę.
- Ja, szeryf policji, koroner, ordynator szpitala, i jeszcze kilka osób wywodzących się z rodów zamieszkujących Greenwich od jego powstania. W przeszłości już kilkakrotnie mieliśmy problemy z wampirami. – wymienił.
- Czyli więcej, niż się spodziewałam. Myślałam, że taka wiedza nie jest zbyt powszechna.
- Bo zwykle nie jest, ale w tym miasteczku nadnaturalne rzeczy zdarzają się częściej, niż gdziekolwiek indziej. No, może poza Kolebką Pierwotnego Zła.
- Kolebką Pierwotnego Zła? – nie rozumiałam.
- Mystic Falls w stanie Wirginia. – wytłumaczył. Nazwę kojarzyłam, chyba nawet kiedyś tamtędy przejeżdżałam, ale co takiego miało tam miejsce, nie miała pojęcia. Z resztą nie zamierzałam wypytywać. W mojej głowie kotłowało się wiele znacznie istotniejszych dla mnie niewiadomych.
- Czy wiele wypadków z udziałem wampirów zdarzyło się, gdy mój tato był tutaj łowcą? – zapytałam.
Pan Beckett w głębokiej zadumie postukał palcami w biurko.
- Niewiele. Było kilka przypadków, ale nie wszystkie zostały potwierdzone, inne natomiast nie były tak tragiczne, by je rozgłaszać. Jeden z tych, którego rozgłosu nie dało się uniknąć z całą pewnością jest ci znany…- przerwał, oczekując mojej reakcji.
O tak, był mi znany, aż za dobrze. Przecież to w jego wyniku utraciłam osobę, na której bardzo mi zależało, utraciłam cząstkę siebie. Tyle, że do niedawna żyłam w przekonaniu, że tej masakry dokonało jakieś dzikie zwierzę. Teraz znałam całą prawdę, która sprawiała, że czułam się z tym wszystkim jeszcze gorzej. Co nie zmieniało faktu, że i tak nie chciałam o tym myśleć, a tym bardziej mówić. Wszelki żal i ból postanowiłam zatrzymać głęboko w swoim sercu, które teraz na równi z nimi wypełniała rządza zemsty.
Skinęłam głową, starając się przybrać obojętny wyraz twarzy.
- Złapano wampira, który dopuścił się tych zbrodni?
- Mało prawdopodobne, by zrobił to wszystko jeden krwiopijca, lecz nie złapano żadnego ze sprawców. – odpowiedział burmistrz.
Westchnęłam. Czyli, jeżeli bym chciała… Miałam możliwości, czas, broń. Tylko trochę szkolenia mi brakowało, ale jeżeli z czasem stałabym się dobrym łowcą, mogłabym go odnaleźć. Odnaleźć, i sprawić, by dosięgły go nareszcie ręce sprawiedliwości. Z pomysłem w głowie, pociągnęłam rozmowę z nadzieją, że skończy się jak najszybciej.
- Czyli, jeżeli dobrze rozumiem, moim zadaniem jest chronić to miasto przed kolejnymi atakami? – mężczyzna skinął głową. - Oczekujecie ode mnie również, że wytropię i pozbędę się krwiopijcy, który ostatnio zabił, o ile nadal przebywa na terenie miasta? – przytaknięcie. – A co, jeżeli nie dam rady? Przecież dobrze wiecie, że jestem dopiero początkująca. – pierwszy raz podzieliłam się z kimś moimi wątpliwościami, co do mojej misji.
- Jest w tym mieście kilka osób, które uzbrojone w kołki z chęcią zapolują na wampiry. – stwierdził burmistrz.
Nagle wpadł mi do głowy jeszcze jeden pomysł.
- Czy w wydarzenia związane ze spłonięciem kościoła były zamieszane jakieś wampiry?
- Jesteś bystra, jak twój ojciec, Sadie. – Beckett uśmiechnął się do mnie. – Bez problemu wiążesz fakt z faktem, to ważna cecha u łowców. Tak, w te wydarzenia zamieszane były wampiry. Jeden z nich wyjątkowo silny i stary. Ale może łatwiej mi będzie opowiadać, jeżeli cię gdzieś zaprowadzę?
Znów nie zaczaiłam, o czym mówił burmistrz, ale pochwały, którymi mnie obdarzył bardzo mi się spodobały.
Mężczyzna wybił na telefonie stojącym na jego biurku jakiś kod, i zanim zdarzyła zorientować się, co się dzieje, jeden z regałów stojących po prawej stronie obrócił się o dziewięćdziesiąt stopni, ukazując przejście. Wmurowało mnie.
- Co to jest?
- Wejście do tunelu. – pan Beckett podniósł się z fotela i podszedł do wejścia.
- Myślałam, że się zawalił.
- Znaczna jego cześć, ale nadal pozwoli nam się dostać do miejsca, które powinien odwiedzić każdy łowca.
Poszłam za nim. Na początku schodziliśmy krętymi i bardzo stromymi schodkami, a kiedy dostaliśmy się już do miejsca, w którym się skończyły, miałam wrażenie, że jesteśmy bardzo głęboko.
- To mylne wrażenie – powiedział burmistrz, jakby czytając mi w myślach. – Jesteśmy jedynie cztery metry pod miastem.
- Czy pan właśnie…
- Nie, twoja mina mówiła sama za siebie. – przerwał mi, zapalając latarkę.
Szliśmy tunelem wysokim na jakieś półtora metra, i szerokim na niecały metr. Cóż, osoby z klaustrofobią mogłyby się przestraszyć, dlatego cieszyłam się, że ja do nich nie należę. Po drodze mijaliśmy korytarze odchodzące od głównego, lecz nie miałam możliwości by lepiej się im przyjrzeć. Pan Basket niósł latarkę i świecił prosto przed siebie, a jakby nie patrząc, pod ziemią było ciemno. Mogłam jedynie przypuszczać, że były one zasypane. Dookoła unosił się zapach wilgoci. Z góry było słychać miejski gwar i samochody przejeżdżające nad nami, dlatego wydedukowałam, że już za chwilę będziemy po drugiej stronie, pod spalonym niegdyś kościołem.
Nagle mężczyzna się zatrzymał, szukając czegoś w kieszeni. Doszliśmy do miejsca, w którym tunel się kończył, a żeby się wydostać, należało przejść przez drewniane drzwi. Wyglądały na naprawdę stare, i mimowolnie zaczęłam zastanawiać się, czy nie są tak spróchniałe, że jeżeli je dotknę, rozsypią się. Usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza, a po chwili charakterystyczne klikniecie. To burmistrz otworzył drzwi, które, o dziwo, nadal były całe, co więcej z drugiej strony wyglądały na całkiem solidne.
- To krypta!
Rozejrzałam się dookoła. Pomieszczenie było dość obszerne. Ciemność zaczęły rozpraszać pochodnie właśnie zapalane przez burmistrza. Z początku większa ilość światła mnie oślepiła, lecz już po chwili widziałam dokładnie całe wnętrze. Ściany i podłoga były z kamienia, chyba granitu. W centralnym punkcie został wyciosany piękny ołtarz, na którym postacie świetnych i aniołów były pokryte złotem. Dookoła poukładane były również kamienne sarkofagi, ale pod samym ołtarzem stał największy i najpiękniejszy z nich. Przypominał grobowiec jakiegoś pradawnego, potężnego króla, lecz z całą pewnością nim nie był. Na wieku wygrawerowano łaciński napis. Przy sarkofagu stałą mniejsza skrzynia, która z całą pewnością grobem nie była, jednak spodziewałam się, że zawiera ona jakiś ważny dla zmarłego przedmiot. W blasku ognia wszystko wyglądało niezwykle pięknie i groźnie zarazem.
- To nie jest zwykła krypta, to miejsce ostatniego spoczynku Bezimiennego. – wyznał burmistrz, przerywając ciszę wypełniającą pomieszczenie.
Po moich plecach przebiegł dreszcz. Mogłam się domyślić! Grób pierwszego łowcy rzeczywiście mógłby być obowiązkowym do odwiedzenia miejscem dla innych walczących z krwiopijcami. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to miejsce spoczynku mojego przodka. Najpotężniejszego z ludzi jaki kiedykolwiek odważył się stawić czoło wampirom, co więcej zwyciężył pierwszych Pierwotnych.
Westchnęłam.
- To niesamowite.
- Twój przodek spoczywa tu od wieków. Wielka szkoda, że nikt nie zapamiętał jego prawdziwego imienia. – szepnął mężczyzna. – To jest jedno z ulubionych miejsc twojego ojca. Stara kaplica pod spalonym kościołem.
- Czy to dlatego wampiry były zamieszane ze spaleniem kościoła? Chciały zniszczyć miejsce pochówku ich odwiecznego wroga? – zapytałam.
- Nie do końca o to poszło. Jakieś sto pięćdziesiąt lat temu pojawiła się tu wampirzyca. Miała na imię Katherine, wydawała się być przestraszona. Szukała schronienia, i właśnie tutaj je odnalazła- przy grobie pierwszego pogromcy wampirów. Jednak łowca, który aktualnie pełnił tutaj swój urząd zawiódł się na zaufaniu do niej, ponieważ wykradła najcenniejszy dla nas skarb. – posłałam mu pytające spojrzenie. – Broń, którą Bezimienny zabił pierwsze wampiry, i która była w stanie unicestwić Pierwotnych. Jakiś czas po jej zniknięciu pojawił się Klaus. W porywie gniewu podpalił kościół.
Przypomniałam sobie, że właśnie tak nazywał się jeden z Pierwotnych. Ten, który był hybrydą.
- To przed nim uciekała… - wtrąciłam.
- Tak, i dlatego też ukradła broń, będącą w stanie go zabić. Tylko dlaczego ją ścigał? Na to pytanie nadal nie znamy odpowiedzi. Być może kiedyś się dowiemy. Żadne z nich nie pojawiło się tu po raz drugi, a przynajmniej nam nic o tym nie wiadomo.
- Czym byłą ta broń? Zdolna zabić każdego pierwotnego? – nie mogłam powstrzymać tego pytania.
- Niczym szczególnym. Zwykły kołek pokryty srebrem. Ale miał on w sobie jakąś moc.
- Gdzie teraz się znajduje? – nie dawałam spokoju.
- To prawdopodobnie wie tylko Katherine, i o ile Klaus jej nie dopadł. To cała historia.
Znów zapadła cisza, która jak najbardziej pasowała do tego miejsca. Postaliśmy tam jeszcze chwilę, w końcu nie wytrzymałam.
- Możemy wracać na zewnątrz?
Burmistrz przytaknął. Zgasił pochodnie, a później razem ze mną udał się na górę. W gabinecie rzucił mi pęk kluczy i identyfikator na zielonej smyczy.
- Dzięki temu dostaniesz się do większości pustostanów w mieście, oraz do ratusza, jeżeli zechcesz odwiedzić grób łowcy. A dzięki identyfikatorowi będziesz miała wolny dostęp do list gości wszystkich hoteli w mieście. Szeryf i lekarze też nie będą robić problemów.
- Dziękuję panu. – uśmiechnęłam się słabo i opuściłam jego gabinet, a potem ratusz.
Szłam miejskim parkiem pogrążona w myślach. Ciepły wiatr wyginał konary starych drzew, a śpiew ptaków dobiegał do moich uszu ze wszystkich stron.
Opowiedziana przez burmistrza historia dała mi wiele do myślenia. Wampiry już dawno polubiły to miasteczko, dlatego z całą pewnością trudno będzie się ich pozbyć. Lecz nie ma rzeczy niemożliwych. Niesamowitą rzeczą było również to, że grób Bezimiennego znajdował się właśnie tutaj, na miejscu, w którym się wychowałam, a przez te lata nie miałam o tym najmniejszego pojęcia. Z resztą tak samo, jak o tym, że jestem przodkinią pradawnego łowcy.
Nagle w coś uderzyłam. A tym czymś okazał się być starszy Salvatore. Widać, byłam tak zamyślona, że nawet przestałam kontaktować ze światem.
Mężczyzna uśmiechnął się ironicznie, unosząc brwi.
- Cóż za urocze spotkanie - powiedział swoim aksamitnym barytonem. Przewróciłam oczami.
- Dla kogo urocze, dla tego urocze. Ja tam nie cieszę się na twój widok.
Nie miałam ochoty na słowne gierki, ani sarkazm. Chciałam jak najszybciej zakończyć tą rozmowę i udać się tam, gdzie zamierzałam. A on tylko mi w tym przeszkadzał.
- Nie jesteś dla mnie zbyt miła – zamruczał.
- Nie lubię ludzi, a ty nie stanowisz wyjątku od reguły. – spojrzałam w jego niebieskie oczy, w których teraz lśniły iskierki rozbawienia, pomieszane z irytacją.
- Jak mniemam, Stefan zaprosił cię już na nasze małe party?
- Nie chcesz, żebym przyszła, a nawet jeżeli byś chciał, i tak się tam nie wybieram. Poza tym – uśmiechnęłam się figlarnie – ponoć masz na mnie focha.
Jego chyba to nie rozbawiło, bo skrzywił się. Ech, jak ja kocham wkurzać ludzi!
- W sumie chyba powinienem cię przeprosić za tamto. – och, chyba nie tylko ja nie lubię przepraszać.
- Nie masz za co, przywykłam do tego, że otaczają mnie same dupki.
- W twoim mniemaniu jestem dupkiem? – zapytał.
- A nie jesteś nim? Jaki facet, nie będący totalnym dupkiem i idiotą upija dziewczynę, wyciąga z niej całą historie jej życia, całuje ją, a później udaje, że nic się nie stało?
Jego twarz wyrażała totalne zaszokowanie i coś jakby… przestrach? Po chwili się zrehabilitował i przywdział firmowy uśmiech.
- Ale przyznaj, podobało ci się, jak ten dupek całował.
Wzruszyłam ramionami.
- W sumie i tak prawie nic nie pamiętam.
- Mogę ci odświeżyć pamięć.
Damon bardzo szybko zbliżył się do mnie, objął w pasie i prawie pocałował, gdy zaczęłam mu się wyrywać. Czuć było od niego zapach whisky. Próbowałam go od siebie odepchnąć. Nie zadziałało, wiec zamachnęłam się i przyłożyłam mu z liścia. Odskoczył ode mnie jak poparzony.
- Nigdy. Więcej. Mnie. Tak. Nie. Dotykaj. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Psychol- przebiegło mi przez myśl.
Racja.
Już miałam odejść, gdy niespodziewanie złapał mnie za nadgarstek. Miał bardzo mocny uścisk dłoni.
- Nie rób tego więcej, Howard, bo możesz pożałować. – po tych słowach odwrócił się i odszedł.
Prychnęłam i poszłam w swoją stronę. Miałam ambitny plan do spełnienia jeszcze tego dnia. Zatrzymałam się dopiero przy żelaznej bramie cmentarza. Ustąpiła bez problemu.
Teren odgrodzony murem nie był duży, i większą jego część pokrywała trawa i krzewy, tylko gdzieniegdzie z ziemi „wyrastały” kamienne nagrobki. Szłam spokojnie miedzy nimi, wypatrując jednego. Nie byłam tam od lat. Nie chciałam przychodzić, bo i po co? To by nic nie zmieniło. Było już po fakcie.
Na skraju cmentarza wreszcie go znalazłam. Mały nagrobek z czerwonego marmuru, na którym złotą kursywą zostało wygrawerowane:
Clary Melyssa Priver
12.03. 1992 – 23.05. 2002
Niech jej dusza spoczywa w pokoju
Uklęknęłam na trawie. Łzy zebrały się w kącikach moich oczu, a ja pozwoliłam im swobodnie płynąć. Od dawna nie pozwalałam sobie na takie wybuchy, ale teraz nie mogłam tego powstrzymać. Tak po prostu musiało być. Ktoś zostawił przy grobie czerwoną róże. Musiał to zrobić niedawno, bo kwiat był całkiem świeży, jakby został dopiero co zerwany. Dotknęłam aksamitnych płatków, po czym ułożyłam różę na kamiennej płycie.
- Odnajdę potwora, który odebrał ci życie, Clary, choćbym miała szukać w piekle, i gdyby to miało mi zająć cały pozostały mi czas. A potem zabiję go w najbardziej bestialski i okrutny sposób, jaki przyjdzie mi do głowy. Nigdy więcej nie pozwolę na to, by ktoś niewinny stracił życie przez coś takiego. Nie będę bezradna, jak to było w twoim przypadku. Obiecuję. – wyszeptałam.
Ostatnia z łez spłynęła po nagrobku, a moje policzki wyschły. Klęczałam tam jeszcze jakiś czas, dopóki na niebie nie zaczęły zbierać się burzowe chmury. Wtedy pożegnałam się z moją przyjaciółką i odeszłam, by wypełnić obietnicę.
Bardzo przepraszam, że do tej pory nie skomentowałam rozdziału i nie odpisałam na Twój ostatni komentarz. Przyznam się bez bicia, że wszystkiemu winien jest inny serial niż pamiętniki, i inny bohater niż Klaus. Mianowicie - Supernatural, Dean Winchester. Jego należy winić :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za ostatni komentarz i bardzo, a to bardzo dziękuję za dedykację! :* Rozdział mi się podobał, choć pojawiło się dość dużo błędów, ale wybacz, że ich nie wypisałam, bo zwyczajnie nie mam siły (poszłam spać o 4:45). Cieszę się, że Sadie wreszcie porozmawiała z kimś o swoim przeznaczeniu. Powinnaś zobaczyć moją minę, kiedy burmistrz opowiadał jej o Katherine i Pierwotnych. A jak zobaczyłam imię "Klaus" to już byłam totalnie w siódmym niebie! Ja go tu poproszę, a jakże. Damon wcale nie jest niekanoniczny, jest właśnie damonowaty. Wredny. Szowinistyczny. Złośliwy. Ciekawa jestem, czy to on zabił Clary... Nie każ nam długo czekać na wyjaśnienie!
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na ósemkę
O Jezu, nawet sobie nie wyobrażasz mojej radości, gdy weszłam na Twojego OnetBloga i przeczytałam, że przenosisz się na blogspot! Co za ulga, wreszcie mogę w całości dodać mój komentarz do tego rozdziału, bo z niewiadomych mi przyczyn podzieliłam go na 2 części- pierwszą Onet dodał, a drugiej już nie chciał oO
OdpowiedzUsuńAle tutaj nie ma takiego problemu;)
No to tak (część już znasz, ale co mi tam xd):
Po pierwsze: kochana Thalio, Ty masz dopiero 14 lat (prawie 15)?;O Nie mogę w to uwierzyć! Mam brata w Twoim wieku i dałabym sobie rękę uciąć, że nie potrafi on sklecić bardziej złożonego zdania, a Ty piszesz po prostu świetnie! Nie mogę dosłownie wyjść z podziwu, bo najwyraźniej masz jeszcze większy talent, niż mi się wydawało do tej pory xD
Po drugie: bardzo podoba mi się to, że umieścisz wątek Pierwotnych w opowiadaniu. Ich historia jest jednym z najlepszych wątków TVD i jak dla mnie mógłby powstać jakiś oddzielny miniserial wyłącznie o nich. Uwielbiam Elijaha [nie mam pojęcia jak to odmienić, żeby brzmiało 'elajżę' a jednocześnie nie wyglądało na imię żeńskie] - mogłabym mieć takiego męża (gdyby oczywiście Damona gdzieś wcięło;>), chociaż w ogóle całe pierwotne rodzeństwo jest świetne.
Po trzecie: Sadie jest teraz ważną szychą w mieście, oficjalnie dostała klucze do ratusza oraz dostęp do najważniejszych baz danych, dzięki czemu jej kariera łowcy będzie mogła nabrać tempa. W dodatku pojawia się wątek Katherine oraz Bezimiennego, przez co cała historia nabrała autentyczności i takiego jakiegoś... poważnego i mrocznego charakteru;) Strasznie mi się to spodobało, mimo że wyobrażam sobie tego pierwszego łowcę jako upiorną mumię okręconą łańcuchami, jak to było w TVD w przypadku tego ojca pierwotnych xD
Po czwarte: mało Damona, ale za to jaki jest on tu istnie damonowaty! Wyszedł jak najbardziej, nie wiem, o co Ci chodzi! Zarozumiały i cyniczny dupek- jak tu go nie kochać? Chociaż należał mu się ten policzek, niech wie, że z Sadie nie należy zadzierać:D
Po piąte: Mystic Falls- Kolebka Pierwotnego Zła. Umarłam xD
Ściskam Cię mocno:*
Edit. Ależ ja nie mam nic do Twojego wieku:D Zdaję sobie sprawę, że często młodsi mają więcej oleju w głowie niż ja, czy osoby starsze ode mnie, ale nie mogłam się powstrzymać przed wyrażeniem zdumienia xD
Cóż, w Klausie podoba mi się tylko jego sposób mówienia- nie wiem, czy ma jakiś inny akcent niż reszta obsady TVD, czy coś, ale fajnie brzmi;3
Bardzo słuszna decyzja co do przeniesienia! Prawdę mówiąc sama się nad tym zastanawiam... Wreszcie będę mogła normalnie komentowac nowe rozdziały. No właśnie. Przejdźmy do tabu.
OdpowiedzUsuńBardzo dużo było w tym rozdziale historii i opisówek. Oczywiście mówię to w pozytywnym sensie, ponieważ były genialne! Grób Bezimiennego w Greenwich? No, no ... Drugie Mystic Falls. Właśnie... "kolebka Pierwotnego Zła". Pięknie wplątałaś tutaj ukochane miasteczko. Pojawiła się Katherine, Pierwotni, czyżby Sadie niedługo spotkała Klausa? Byłoby ciekawie. Podziwiam główną bohaterkę, za to, że tak szybko oswoiła się ze swoim powołaniem. Jest gotowa walczyc z wampirami. Wiem, że ten komentarz nie ma najmniejszego sensu, ale to szczegół xd.
Pojawił się Damon, wraz ze swoją chamskością. :d Naprawdę, nie wiem, co ci się w nim nie podoba! Damon, to Damon.
Czekam na party u Salvatorów i wyjaśnienie zagadki co do Clary... Może to był Damon, a moze nie? To byloby zbyt oczywiste xd
Pozdrawiam :*
Ha, wszystkim bardziej podoba się wersja kolorystyczna. Wszystkim, tylko nie mnie :D
OdpowiedzUsuńAleż proszę! Rozumiem chęć pokrzyczenia z powodu Klausa, jak najbardziej. Bardzo się cieszę, że uważasz, że Klaus jest Klausem. Strasznie się tym denerwowałam, że w ogóle nie będzie przypominał siebie. Później jest chyba troszkę gorzej, zaczyna się psuć koło dziesiątki. Dziewiątka jeszcze pod tym względem ujdzie, tak mi się wydaje.
Nowe ff z TVD się szykuje, jak widzę? Zdradzisz coś z możliwej fabuły?
Pozdrawiam :)
Dziękuję :) Daje, daje, jak najbardziej! I brzmi bardzo zachęcająco. Zapowiadają się dylematy emocjonalne Damona, a to zdecydowanie jest coś, co tygryski lubią najbardziej (zdecydowanie nadużywam tego wyrażenia ostatnio, ale cóż poradzić - Kubuś Puchatek rządzi :D). Teraz będę się zastanawiać, jak to rozegrasz - kim będzie nowe wcielenie ukochanej, czy będzie miała jakieś odległe wspomnienia, gdy zobaczy Damona, czy ten od razu skojarzy, że to właśnie jest kobieta, którą dawno temu kochał... Ech, zrobiłaś mi chrapkę! Wstawiaj szybko pierwszy rozdział! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nawet nie wiesz kochana jak dobrze cię rozumiem ;D Onet już nie daje nam żyć No cóż czekam na kolejny rozdział! Buziaki :*
OdpowiedzUsuńDobrze, że przeniosłaś bloga. To słuszna decyzja, teraz wiele osób tak robi.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, pojawiają się wątki z serialu. Klaus, Katherine i pierwotni. Mam szczerą nadzieję, że Sadie odnajdzie tego, kto zabił kobietę. Ponadto podziwiam ją za odwagę. Wiadomo, że to w normalnym świecie nigdy się nie zdarzy, ale wydaje mi się, że nie poradziłabym sobie w jej sytuacji. Ma wiele problemów, które niekoniecznie są związane z nadprzyrodzonym światem.
Czekam na nowy rozdział i przepraszam, że dopiero teraz komentuję :)
Całkiem ciekawie łączysz swoją historię z wątkami z TVD ;) Po raz kolejny wzruszyłaś mnie do łez.. moment kiedy Sad obiecuje swojej świętej pamięci przyjaciółce, że się zemści - epicki. Wciąż nie mogę się pozbierać szczerze mówiąc. A Damon? Cały czas mnie wkurza. W Twoim opowiadaniu chyba będę kibicować Stefanowi (ah, wszystko wywróciło się do góry nogami :D). Dobrze, że są przy niej ludzie gotowi pomóc, jak burmistrz. Intrygujące jest miejsce spoczynku Bezimiennego, zapewne dużo akcji się tam rozegra? ;)
OdpowiedzUsuńCzekam ze zniecierpliwieniem na kolejne rozdziały :)
Pozdrawiam serdecznie, {Utracone-uczucia}
Dobrze, że Sad wreszcie z kimś pogadała o łowcach. Beckett wydaje się być porządnym facetem. Dobrze, że dał Sad te klucze. To bardzo jej ułatwi przeszukiwanie i sprawi, że ludzie będą mniej podejrzliwi.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie spodziewałam się, że sad straciła już wcześniej przyjaciółkę...i to przez wampiry! Nic dziwnego, że owe wydarzenie nadal żyje w głowie Sad.Mnie nie zadowala jej chęc zemsty, bo jakoś wątpię, by to jej pomogło.
Zastanawiam się, czy dojdzie do spotkania jej i Kathrine.