sobota, 30 czerwca 2012

Rozdział 11




   Trzy dni zajęło mi zastanawianie się nad sensem działania Damona Salvatore, lecz w końcu i tak do niczego nie doszłam. Nie mogłam pojąć jego toku rozumowania i na tym wszystko się kończyło.
   Zabójca zaprzestał ataków. Od dnia ostatniego mordu nic nikomu się nie stało, więc lokalne media rozgłosiły płotkę o tym, że drapieżne zwierzę najwyraźniej opuściło nasz region, jednak ja nawet się nie łudziłam. Miałam pewność, że wampir, kimkolwiek był, jeszcze nie odpuścił i szykował coś spektakularnego. Coś, co prawdopodobnie miało powalić mnie z nóg. Tak czy inaczej na razie musiałam mieć się na baczności. To, że nie atakuje w ogóle nie znaczy, że go tu nie ma. Ukrywa się w jakimś magazynie, lub lesie i knuje. Bo miałam już pewność, że nie zatrzymał się w żadnym miejscowym hotelu, ani że nie ukrywa się w pustostanie. Komendant zarządził rewizję wszystkiego, i nic nie znaleźliśmy. Chyba, że krwiopijca dobrze się ukrywa i chroni swą tożsamość na wszystkie możliwe sposoby. Po każdym zachodzie słońca wszyscy odwiedzający Crazy Moon przed wejściem do klubu byli zmuszeni pokazać dowody tożsamości, lub jakiś inny dokument utwierdzający nas w tym, kim są. Oczywiście wszystko można było łatwo podrobić, ale cóż innego mielibyśmy zrobić? Dolewać napar z werbeny do trunków? Cóż, to akurat nie jest najgorszy pomysł. Koniecznie powinniśmy to wypróbować.
   Tak czy inaczej sprawa krwiopijcy nie miała się najlepiej, ale najgorzej też nie było. Tymczasem nieubłaganie zbliżała się sobota. Przez te wszystkie dni chodziłam do szkoły i udawałam grzeczną uczennicę. W piątek kochaną placówkę zaszczyciła swą obecnością Judith. Wyglądała dużo lepiej, niż jeszcze kilka dni temu. Sińce pod oczami zniknęły, ale jej głos nadal miał charakterystyczną chrypkę. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie jest to jakaś poważniejsza choroba, tylko przyjaciółka nie chce mi o niej powiedzieć. Utwierdziła mnie również w przekonaniu, że z miłą chęcią zjawi się u mnie w sobotę. Chciałyśmy, by był to naprawdę miły wieczór. Na jednej z lekcji zaplanowałyśmy, że zjemy pizzę, a na deser lody waniliowe z bitą śmietaną i polewą czekoladową. Zastanawiałyśmy się też, jaki trunek podać. W końcu stwierdziłam, że wino będzie najlepsze, i że się tym zajmę.
   

   Gdy obudziłam się w sobotę rano, w moim domu panowało niemałe poruszenie. Moja matka i Marcus wybierali się  na bankiet, a przed tym mieli jeszcze odwiedzić jakiegoś stomatologa, przyjaciela mojego ojczyma. Dlatego też już od rana Angela latała po całym domu pakując rzeczy do małej walizki. Mieli wrócić dopiero w niedziele wieczorem. Mnie tam to pasowało. Tyler zostawał ze mną, ale pod groźbą wyrzucenia jego psa na noc z domu obiecał nie robić mi problemów, i najlepiej nie wchodzić mi w drogę.
   Wygramoliłam się z łóżka i ruszyłam korytarzem w stronę łazienki. Z sypialni dało się słyszeć uroczy wachlarzyk przekleństw z ust mojej matki. Pewnie nie mogła czegoś znaleźć, jak zwykle zresztą. 
   Wykąpana i ubrana zeszłam na dół, by coś zjeść. Z czeluści kuchennej szafki wydobyłam paczuszkę z zupką chińską, i czekając na to, aż w czajniku zagotuje się woda, oparłam się o blat. Przy stoliku siedział Marcus, popijając tost kawą i czytając gazetę. Nie ma to jak totalnie beztroskie śniadanko w czasie, gdy jego żona nie mogła sobie poradzić ze spakowaniem kilku rzeczy. Brawa dla bohatera.
   Dosiadłam się do niego, mieszając w misce wodnisty płyn z makaronem o zapachu pomidorów.
- Angela potrzebuje wybawcy – zagadnęłam.
   Popatrzył się na mnie w taki sposób, jakby dziwiło go to, że w ogóle się do niego odzywam. Racja było to nie lada rzadkością, ale się zdarzało. Szczególnie wtedy, gdy czegoś od niego chciałam. Nieraz miałam nawet wrażenie, że jest tak naiwny, iż łudzi się, że zastąpi mi ojca, dając mi wszystko, czego chcę. Nie tędy droga, proszę pana. Aczkolwiek lubiłam korzystać z tej możliwości. Zgadzał się na wszystko. Płacił moje rachunki za telefon i internet,  kupował mi książki, a na urodziny zawsze dostawałam od niego jakiś fajny sprzęt elektroniczny. Być może pragnął wynagrodzić mi tym wszystkim to, że właściwie przez niego moja matka rozstała się z Ralphem. Tylko on, bo wychodziło na to, że Angelę to w ogóle nie obchodziło. Można by rzec, że nie pasowałam do ich idealnej rodziny, a ona już dawno mnie z niej wykluczyła. W końcu nosiłam nazwisko Howard, które nieustannie przypominało jej o byłym mężu.
- Masz jakąś sprawę, Sadie? – od razu się połapał, że o coś mi chodzi.
- Można tak to ująć… – zaczęłam.
- Jeżeli chodzi o Tylera, to musi zostać w domu. – przerwał mi.
   Jak mógł pomyśleć, że może mi chodzić o bachora? Z nim nigdy nie miałam problemów. Wystarczył dobry szantaż lub jakiś tymczasowy rozejm. Tu chodziło o coś znacznie bardziej problematycznego.
- Nie, z bratem dam radę. Chodzi o to, że potrzebuję czegoś z twojego barku – uśmiechnęłam się do niego ładnie.
   Przez chwilę patrzył na mnie nieco nieobecnym wzrokiem, a ja wzięłam na łyżkę trochę makaronu, i przełknęłam go, parząc przy tym język.
- To znaczy? – zapytał w końcu.
- Przychodzi do mnie przyjaciółka. Robimy sobie włoski wieczór. No wiesz, makaron, pizza, i te sprawy. Ale jedyne dostępne mi w tej chwili włoskie wina znajdują się w twoim barku. Oczywiście, jeżeli chcesz, mogę ci później zwrócić za nie pieniądze… - tłumaczyłam powoli, żeby się przypadkiem nie zgubił.
- To nie będzie konieczne. Jeżeli czegoś potrzebujecie, to się nie krępujcie. Tylko nie spijcie się za bardzo. – ostatnie zdanie wypowiedział tonem surowego rodzica. Wiedziałam, ze z Marcusem pójdzie mi łatwo. Taki to już typ człowieka. Spełni każdą moją zachciankę.
- Dzięki. – jeszcze raz przywdziałam na twarz maskę sztucznego uśmiechu. Zabrałam ze sobą śniadanie i przeniosłam się do salonu, gdzie Tyler oglądał bajki. Powoli jedząc zupę, zagłębiałam się w opowieści o Kaczorze Donaldzie.


    Zapadł już zmrok, a ja większość sobotniego popołudnia przeznaczyłam na ogarnianie bałaganu panującego w domu. Nikt nie mówił tu o sprzątaniu. Ogarnianie w moim słowniku znaczyło upychanie wszystkiego tak, żeby goście się na to przypadkiem nie natknęli. Oczywiście zaangażowałam w to brata. Co jak co, ale w chowaniu różnych rzeczy to on był akurat dobry.  Przez cały czas grzecznie mi pomagał, a nawet odkurzył salon. Nie miałam pojęcia, czy mi się podlizywał, czy zwyczajnie chciał wydębić ode mnie jakąś przysługę. Przyjemnie nam się pracowało, słuchając winylowych płyt na adapterze. Głównie piosenki Led Zeppelin. Niech młody poznaje prawdziwą muzykę, przy której byli wychowywani nasi ojcowie. Takie było moje zdanie na ten temat i mimo tego, że za często nie spędzałam czasu z bratem, pilnowałam tego, by poznawał starą muzykę. Gdy ostatnio puściłam mu Whiskey in the Jar w wykonaniu Thin Lizzy, był wielce zaskoczony, że to nie jest piosenka Metaliki.
Musiałam mu wyjaśniać, że to tylko cover, a sama piosenka była niegdyś irlandzką pieśnią ludową.
   Ostatnie, co zostało mi zrobić, przed przyjściem gości, to wyniesienie  śmieci. Narzuciłam na plecy skórzaną kurtkę i z workami wyszłam na zewnątrz. Od razu poczułam zimny, przenikliwy wiatr. Drzewa w pobliżu domu kołysały się w jego rytmie. Ruszyłam podjazdem w stronę kubłów. Wyrzuciłam do nich wszystko, i gdy już miałam wracać do środka, poczułam, jak coś  bardzo szybko się koło mnie przemieszcza. Takie charakterystyczne drgniecie powietrza, zupełnie inne od wiatru. Obróciłam się instynktownie, lecz nikogo nie dostrzegłam. Moje serce mimowolnie podskoczyło do gardła.
Był tu! Wampir! – przemknęło mi przez myśli.
   Nie przejęłam się tym za bardzo. Ostrożnie szłam w stronę budynku, wciąż oglądając się za siebie, dla pewności, że nikt za mną nie idzie. W głębi siebie wiedziałam, że to by mi nie pomogło się obronić. Oni zjawiają się bezszelestnie, niewiadomo skąd. Atakują, robią swoje i już ich nie ma. Moje ludzkie zmysły były zbyt tępe, by dostrzec któregoś z nich, kiedy najwyraźniej nie chciał być zauważony. A może nie? Może korzenie łowcy dawały mi jakieś ponadnaturalne umiejętności? Nie byłam w tamtej chwili pewna niczego.
   Przyspieszyłam kroku. Znów to drgnięcie powietrza, i nawet nie wiedziałam kiedy znalazłam się przygwożdżona do buka rosnącego w ogrodzie. Mignęła mi przed oczami postawna sylwetka mężczyzny ubranego w czerń, lecz już po chwili nikogo nie było, i jedynym dowodem na to, że ten cały niedokończony atak nie był wytworem mojej wyobraźni, było moje położenie i metalowa zapinka do kurtki z logiem jakiegoś zespołu, leżąca u mych stóp.
   Głęboko odetchnęłam, starając się uspokoić bicie serca, które zdawało się oszaleć pod wpływem emocji. Czułam, jak w moich żyłach pulsuje adrenalina. Czyżby kolejny dowód na to, że jestem przeznaczona do polowań na wampiry?
   Podniosłam zapinkę i obróciłam ją w palcach. Była niewielka, wykonana z pozłacanego tworzywa. Nie byłam w stanie rozpoznać, do jakiego zespołu należy logo. Było wytarte i wyblakłe. Na odwrocie jakimś ostrym przedmiotem zostało wyryte:
„Strzeż się łowco, zło nie śpi. My nie śpimy”

   Wyglądało na groźbę. W tamtej chwili przelękłam się nie na żarty. Teraz kolejne ataki, to była tyko kwestia czasu.
Jak mogłam być taka głupia?! – brzmiało mi w głowie. Wierzyłaś, Sadie, że jesteś w stanie pokonać któregoś z nieumarłych? Jak, głupia dziewczyno? Jak chciałaś tego dokonać? – karciłam w myślach samą siebie.
    Tym razem bez żadnych przeszkód udało mi się wrócić do domu. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i od razu udałam się do kuchni po coś do picia. Wampir nie mógł wejść do domu. Nie bez zaproszenia. To jak na razie mnie chroniło.
   Wypiłam duszkiem pół butelki zimnej coli, nie zważając na to, że gaz dosłownie uciekał mi nosem. Musiałam jakoś odreagować wydarzenie, które miało miejsce kilka minut temu. Zapinkę wsadziłam do kieszeni spodni. Postanowiłam się jej dobrze przyjrzeć, lecz dopiero później. Teraz miałam do zrobienia kilka rzeczy. 
   Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk pukania do drzwi. Nie myśląc wiele, otworzyłam.
   Na progu stała Judith ubrana w błękitną sukienkę i katanę sięgającą ledwo pod biust. Wystrzałowo w tym wyglądała, co nie zmieniało faktu, że ja nigdy bym się w czymś takim ludziom nie pokazała.
- Hej, wszystko w porządku? – zapytała dziewczyna. – Wyglądasz, jakbyś ducha zobaczyła.
Prawie trafiłaś, Jud, tyle że duch w tym przypadku to byłby pikuś – pomyślałam z sarkazmem.
- Tak, wszystko okey. Wejdź.
   Przepuściłam przyjaciółkę w drzwiach, po czym je zamknęłam. Po drodze przejrzałam się jeszcze w lustrze. Rzeczywiście, moja twarz przybrała trupioblady kolor.
   Jutith rozsiadła się przy kuchennym stole majstrując przy korkociągu.
- Wybacz, ale muszę cię na chwilę zostawić. Obiecałam Tylerowi podwózkę. Poradzisz sobie przy zamówieniu pizzy? – zapytałam.
- Jasne!
- W takim razie, cóż, czuj się jak u siebie w domu.
   Blondynka roześmiała się perliście.
- Sadie, ja zawsze czuje się u ciebie jak u siebie – oznajmiła.
   Ja nie miałam humoru do żartów i chyba Judith to pojęła, bo zabrała się za lustrowanie wzrokiem menu.
   Wspięłam się po schodach i zapukałam do pokoju brata. Nie czekając na zaproszenie, weszłam. Tyler siedział na łóżku z tabletem w ręku.
- Gotowy, młody? – zapytałam bez entuzjazmu.
   Dzieciak poderwał się z legowiska i ciągnąc za sobą plecak, podszedł do mnie.
- Oczywiście.
- Rozmawiałam z matką Briana. Możesz u nich spać. I zabrać ze sobą psa. A ja wręcz nalegam.
   Na twarzy chłopca pojawił się radosny uśmiech. Uwielbiał swojego pupila, a zażyłość między nimi było widać na każdym kroku. Gwizdnął krótko, na co owczarek poderwał się z podłogi i podbiegł radośnie do swojego pana z wywalonym jęzorem.    
- Fajnie! – zawołał i pobiegł wraz z psem na dół, a ja poszłam za nimi, zamykając drzwi pokoju.
   Na dole moja przyjaciółka wisiała na telefonie, usilnie starając się dodzwonić do pizzerii.
- Cześć, przyjaciółko mojej siostry – przywitał się z nią Tyler, w biegu założył buty i poszedł do garażu. Zdusiłam w gardle krzyk, żeby uważał. W końcu wampir mógł czaić się na każdym kroku.
- Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak nie znosisz tego dzieciaka – zagadnęła Judith.
- Pomieszkaj z nim tydzień, a się dowiedz – odparłam, ściągając kluczyki od Astona z haczyka przy drzwiach wyjściowych. Zupełnie nie miałam pojęcia, kiedy i po co je tam zostawiłam. 
   Wyszłam na zewnątrz, lecz na werandzie natknęłam się na kogoś. Moje serce na chwilkę zamarło,  ale zaraz uświadomiłam się, że to jeden z moich gości.
- O, hej Stefan! – przywitałam go szczerym uśmiechem. Też się uśmiechnął. – Judith już jest, zamawia pizzę. Wejdź do środka. – otworzyłam przed nim drzwi frontowe, a on niepewnie przekroczył próg.
- Dzięki – mruknął.
- Za co?
- Za zaproszenie – uniósł do góry brwi.
- Nie ma za co. Przecież zaprosiłam cię już kilka dni temu, a ty się przed tym wzbraniałeś. Chyba nie muszę sobie was przedstawiać, co? Poradzicie sobie z Judith beze mnie? – upewniłam się.
- A ty gdzie się wybierasz? – zapytał podejrzliwie.
- Muszę podwieźć brata do kolegi, za chwilkę wrócę.
   Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę garażu. Drzwi od domu zamknęły się za Stefanem z głuchym trzaskiem.
   W garażu zastałam mojego brata, który już zdążył wygodnie się rozsiąść na siedzeniu pasażera. Dach auta był opuszczony, więc dostanie się do środka nie stanowiło dla niego większego problemu.
   Droga w tą i z powrotem zajęła mi nie więcej niż piętnaście minut. Cieszyłam się, że zostawiłam brata u kolegi. Jednocześnie mogłam mieć stuprocentową pewność, że nic go tam nie zaatakuje. Nie zaproszony nic nikomu nie zrobi wewnątrz budynku. Gorzej, jeżeli go zaproszą, chociaż w to mogłam śmiało wątpić.
   Gdy wjeżdżałam na podjazd, światło reflektorów padło na ciemną postać spacerującą po nim raz w jedną, raz w drugą stronę. Któryś to już raz z rzędu serce podskoczyło mi do gardła. Co ja z nim do jasnej cholery mam? Na szczęście rozpoznałam Damona. Wjechałam do garażu, po czym wystrzeliłam z niego jak z procy.
- Co ty tu do jasnej cholery robisz, Damon?! – wrzeszczałam. – Koniecznie chcesz, żebym cię przejechała, albo, co gorsza, zeszła na zawał?
   Na twarzy mężczyzny pojawił się szelmowski uśmiech.
- A cóż ja mogę robić pod twoim domem? Czekam na zaproszenie – zaśmiał się cicho, a mi aż ciarki przebiegły po plecach.
- A co, jeżeli ja nie mam ochoty cię zapraszać do środka? – zapytałam, krzyżując ręce na piersi.
- W takim razie sam się wproszę – mruknął starszy Salvatore, parodiując mój gest.
- Wkurzasz mnie, Damon – podeszłam do niego, dźgając go palcem w pierś. – I ty o tym wiesz. Wiesz też zapewne, że nie bawią mnie twoje gierki.
- Wiem. I co w związku z tym?
- To, że masz przestać! Spotkanie w Los Angeles było tylko zabawą! Byłam pijana, poza tym miałam pewność, że więcej cię na oczy nie zobaczę! Nie chcę, żebyś teraz się wpychał z buciorami w moje życie, tylko dlatego, że wiesz o mnie znacznie więcej niż twój brat, zrozum to!
   Westchnął teatralnie.
- Byłam pijana – nakreślił w powietrzu cudzysłów – jako usprawiedliwienie na wszystko, tak?
   Nie wytrzymałam, ruszyłam w stronę werandy, przeklinając go w duchu za to, że musi być taki irytujący. Usłyszałam kroki za sobą. Oczywiście szedł za mną.
- Aż tak bardzo ci zależy na tym, żeby zepsuć miły wieczór mi, Stefanowi i Judith? – zapytałam, odwracając się w jego stronę.
- Może troszeczkę – padła odpowiedź. Wywróciłam oczami, chcąc już nacisnąć klamkę, lecz mnie powstrzymał. – Sadie, chce rozejmu.
   Wpatrywałam się w niego przez chwilę. On to powiedział, czy słuch płatał mi figle?
- Yyyy...Co? – odparłam wielce inteligentnie.
- Rozejm, zawarcie tymczasowego pokoju. Mam ci pomachać białą flagą przed nosem? – zaczął wymachiwać mi dłońmi przed oczami.
- Wybacz, ale mam wrażenie, iż rozejm z tobą nie ma sensu. To się nie uda, Damon – pokiwałam głową z powątpieniem.
- Nawet na jeden wieczór? – wykrzywił usta w łobuzerskim uśmiechu. – Stefan pewnie naopowiadał ci o mnie wiele rzeczy. W rzeczywistości nie jestem taki zły, jak mnie malują.
- Jaaaasneee – specjalnie przeciągałam samogłoski. Może jednak dać mu szanse na zrehabilitowanie się za ostatnie wydarzenia? – Dobra, chodź. – Otworzyłam drzwi i zaprosiłam go gestem reki. – Wejdź.
   Czułam, że jeszcze tego pożałuję…    


________________________________________________________

Witajcie w ten jakże piękny, już wakacyjny, sobotni wieczór!  Nie wiem, jak Wam, ale mi strasznie podoba się perspektywa dwumiesięcznego lenistwa. Co za tym idzie, będę miała więcej czasu na pisanie i czytanie Waszych blogów. Wiem, ze mam zaległości, jakoś nie umiem się ich pozbyć. Co skończę nadrabiać, już pojawiają się nowe. Nie obiecuję, że nadrobię je w przeciągu najbliżeszego tygodnia, ponieważ wyjeżdżam i nie będę miała za dużo czasu na czytanie. A jeżeli nawet przeczytam, to pewnie nie skomentuję. To ostatnio moja taktyka ;D 
Wybaczcie, że notki nie było tak długo, ale droga Pani Wena odwróciła się do mnie plecami i wyszła trzaskając drzwiami. Bywa. Ale powoli wraca i się rozkręca. Mimo to rozdział wyszedł mi dość denny, chociaż to Wam pozostawiam ostateczną opinię, jak zwykle ;) 
W korekcie pomagała mi Sonrisa, za co jej serdecznie dziękuję, jednakże kilka ostatnich akapitów zostało dopisane bez poprawek. Przepraszam za wszelkie błędy, jeżeli takie wyłapiecie. ;> 
Z dedykacją dla damonvampire. Dziękuję ;** 
Chyba wszystko, co miałam Wam do przekazania. Jakby co, to ramka po prawej ;D 
Całuski! ;** 
PS. Pierwszy raz w historii tego opowiadania pojawił się podkład. Wolicie sami go sobie dobierać, czy chcecie, bym Wam coś zasugerowała, jak dzisiaj? Nie wiem, czy przy tym dobrze się będzie czytało, ale właśnie przy tej piosence pisałam notkę ;)  

34 komentarze:

  1. Ja naprawdę nie mogę zrozumiec, jak możesz tak zle oceniac swoje rozdziały. Denny?! No pokażże gdzie! Uh, ty... Dla mnie to on był za krótki. :p
    Zawsze musi byc taki neutralny rozdział, chociaż ten akurat nie zasługuje na miano spokojnego. Przecież Sadie została zaatakowana! Przez wampira! I do tego dostała naszywkę z wyrytą groźbą (bardzo oryginalny pomysł ;d) . Nie mówiac oczywiście o Damonie, który się pojawił, a same jego pojawienie się, opisywane przez ciebie jest genialne. Może za bardzo lubię "tego złego" Damona, ale wydaje mi się, że z tym rozejmem z Sadie chodziło mu tylko i wyłącznie o zaproszenie do jej domu. Niby po co? Może będzie się jej przyglądał przez sen? Nie, wolałabym nie xd
    Zauważyłam jakieś dwie literówki, gdzie Judith wypowiedziała się w pierwszej osobie, no i chyba w oganianiu zabrakło ci "r" , ale to malutkie szczególiki :D
    A no własnie w rozdziale wreszcie pojawiła się Judith w całej okazałości, chociaż liczę na następny rozdział i dokładne opisanie tego sobotniego wieczorku ^^
    Jakoś tak przepraszam za ten komentarz, a raczej jeśli cos palnęłam to przepraszam. Dzisiaj jestem po prostu nie do życia. Coś się ze mną ostatnio dziwnego dzieje, ale nie wnikajmy xd
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. no po prostu świetny rozdział!!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No i zaprosiła wampira. A nawet dwóch. DO DOMU! I to ma być łowca? Haha, nie no, nie wiedziała. Ciekawe, kto jej groził i czy bracia Salvatore wiedzą, że pojawił się nowy wampirek. Ciekawe, jak przebiegnie ten wieczór. W towarzystwie Damona... no, no, na pewno będzie interesująco.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty weź mi nie wciskaj, że on jest denny. Bzdura! Świetnie się czytało, a akcja nabiera tempa. A więc wampir zabrał się za zastraszanie Sadie. No ciekawe, czy na groźbach sie skończy i jak sobie poradzi. Scena z Marcusem świetna. Uwielbiam charakterek tej dziewczyny. Albo wykorzystanie brata do sprzątania;) Nie ma jak zaradność. Ciekawe, co tam Damon obmyślił, że tak nagle chce zawieszenia broni. Ech, tyle ciekawych rzeczy się wydarzyło, a ta mi mówi, że denny. Zapowiada się coraz ciekawiej. Świetne opisy, przede wszystkim ataku wampira. Taki dynamiczny, ale nie powierzchowny. A co do podkładu, gratuluję gustu;) No i możesz sugerować, jak najbardziej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. To dopiero drugi dzień wakacji, a mój mózg już wyparował oO
    Zero jakiegokolwiek konstruktywnego myślenia, kompletna pusta w głowie i niemożliwość napisania jakiegokolwiek komentarza;O
    Dobra, biorę się w garść.
    Tak... Ten rozdział podoba mi się głównie z tego względu, że dokładnie opisałaś relacje łączące Sadie z jej rodziną- z ojczymem, którego traktuje z wyższością, ale go toleruje, bo spełnia jej zachcianki; z mamą, która traktuje Sadie jako przypomnienie nieudanego małżeństwa ze swoim pierwszym mężem; a także z małym bratem, do którego, no cóż, odnosi się typowo po siostrzanemu:) Bardzo fajnie to opisałaś i jestem zadowolona, że Sad nie jest potulną córeczką, która dopiero poza domem się rozkręca:3
    Wprowadziłaś też lekki niepokój do opowiadania, bo wampiry już wiedzą o jej łowczym przeznaczeniu i nie wiadomo, jaki będzie ich kolejny ruch. Przewiduję, że będą się miały bardziej na baczności, ponieważ w mieście jest osoba, która może im zagrażać, ale jednocześnie nie możemy się oszukiwać- Sadie jest nastolatką i wampiry równie dobrze mogą nie brać jej na poważnie. "A co nam może zrobić jakaś mała dziewczynka, przecież jesteśmy od niej sto razy szybsi, silniejsi i jest nas więcej", a przynajmniej tak sobie wyobrażam ich potencjalną reakcję.
    No, ale pożyjemy-zobaczymy, a znając życie, to i tak mnie zaskoczysz, wymyślając coś całkiem innego:)
    Aha, no i nieświadoma Sad zaprosiła już dwóch swoich wrogów do domu... Na razie żadne z nich nie wie, że stoją po dwóch różnych stronach barykady (A może jednak wiedzą? Bo tak właściwie, to o co chodzi temu Damonowi? oO Zjawia się nieproszony pod jej domem, praktycznie wprasza do środka i jeszcze ma czelność proponować rozejm xD), ale nie wiadomo, co się stanie, gdy prawda wyjdzie na jaw. Jedno jest jednak pewne: Sadie nie jest już bezpieczna w swoim domu, chyba że bracia Salvatore opowiedzą się po jej stronie. No, ale tu znowu trzeba poczekać na dalsze rozdziały:)

    Nie zdziwię się, jeżeli niczego nie zrozumiesz z tego komentarza, ale to już trudno xD Zdarza się, następnym razem postaram się bardziej;>
    I cieszę się, że Wena do Ciebie wróciła, bo to zwiastuje dla nas napływ nowych rozdziałów;33
    Życzę Ci udanych wakacji!

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie zaczynałam się zastanawiać, kiedy coś dodasz. A tu o, właśnie dodajesz!
    Przeczytałam na telefonie, bardzo szybko (bo i krótko było!). Sadie ma naprawdę specyficzną rodzinę. Rozumiem Marcusa, wydaje mu się, że powinien spełniać wszystkie jej zachcianki, bo jest odpowiedzialny za rozbicie jej rodziny. Ale jej matka? Zupełnie dziwna kobieta. Braciszek nawet przypadł mi do gustu, może trochę przez to jego przywiązanie do swojego czworonoga. Obawiałam się, że zaraz coś mu się stanie, odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że siedział sobie spokojnie w samochodzie. Wiedziałam, że Damon będzie się wpraszał. Ale nie spodziewałam się, że Sadie zaprosi go do środka. Oj, kobieto, kobieto, czyż nie wyprawiłaś sobie właśnie własnego pogrzebu?
    Pozdrawiam serdecznie i życzę, żeby Wena nie robiła już takich wyjść! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział, mogła jeszcze Damona nie zapraszać no ale cóż. Mam nadzieję że nie będzie tego za bardzo żałowała albo Stefan jakoś temu zaradzi :). Czekam na kolejną.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, obawiam się że rzeczywiście będzie żałować zaproszenia...
    No, ale jeszcze nie zaczęła.
    Fajnie piszesz. Łączysz normalne życie Sadie i jej drugie, ukryte. Fajnie się to czyta, bo nie stała się nagle kimś zupełnie innym. Zmiana następuje powoli i owszem, myśli inaczej, ale też dalej jest zwyczajną uczennicą liceum. Pije wino wyżebrane od ojczyma, spotyka się z przyjaciółmi... I w międzyczasie atakują ją wampiry. Fajnie:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciężko było dogadać się z blogspotem, ale w końcu pozwolił mi dodać u ciebie komentarz. Jeśli chodzi o rozdział to mam złe przeczucia, zresztą, jak Sadie, co do tego zapraszania Damona do domu. Oj jestem ciekawa reakcji Stefana i to bardzo. Jak widać dziewczyna nie miała zupełnego pojęcia, co robi, a wampiry z jej miasteczka sprowadziła właśnie do własnego domu. Cóż gdyby to ograniczało się jedynie do młodszego Salvatore, ale niestety tak nie jest. Mimo to mam nadzieje, że ten "włoski" wieczorek nie będzie tak zły, jak się tego spodziewam i pozwolenie na wejście do domu brunetowi nie zakończy się jakimś dramatem, a w przyszłych rozdziałach nawet horrorem. Cóż będę oczekiwać rozwoju akcji, bo aż mnie korci, by dowiedzieć się, co będzie dalej? Ogólnie wszystko świetnie napisane i nieźle udało ci się mnie w ciągnąc w przedstawiane sytuacje. Pozdrawiam kochana:]

    OdpowiedzUsuń
  10. Jej... rozdział jak zawsze genialny, tak ci zazdroszczę talentu! Sadie wreszcie miała jakieś bezpośrednie spotkanie z wampirem (oczywiście takie, którego była świadoma) :D Ciekawe czy to Damon był tym, który przysłał jej to ostrzeżenie, a może jest jeszcze jakiś inny wampir w mieście? No i Sadie zaprosiła Salvatorów do domu, w sumie kto by się oparł Damonowi? ^^ Widzę, że Sadie i Judith robią w szkole dokładnie to co ja z moją przyjaciółką, czyli opowiadają sobie co to by one sobie nie zjadły xd No i zrobiłaś mi ochotę na wino i spaghetti... Oczywiście czekam na nexta i życzę miłych wakacji :** Buziaki D:

    OdpowiedzUsuń
  11. A więc od samego początku. Przepraszam, że tak długo zwlekałam z przeczytaniem, ale niestety u mnie po szkole zaczyna się od razu wakacyjna praca, o czym może już wspominałam. Nie jest lekko, bo siedzę do 16-17, a potem padam na łóżko. No ale dziś na szczęście wystarczyło pół godziny snu i oto jestem!
    Jakoś nie uważam, żeby rozdział był denny!
    Po 1. Pojawił się JAKIŚ wampir, którego tożsamości nie znamy, a o którym na pewno będzie coś ważnego w dalszej części opowiadania.
    Po 2. Coś podejrzana wydaje mi się choroba Judith... Nie wiem czemu, ale jestem już tak przewrażliwiona na punkcie historii o wampirach, że mam wrażenie, iż dziewczyna nie jest zwykłym człowiekiem , w czym oczywiście pewnie się mylę, jak to ja xd
    Po 3. Niemądra Sadie... Dlaczego zaprosiła Damona do siebie? Kto jak kto, ale ona powinna uważać z tym kogo wpuszcza do domu! W końcu każdy środek ostrożności jest dobry, mimo że potencjalnie zna przystojnego Salvatore!
    Tak więc jak sama widzisz, rozdział wcale nudny nie był, więc NIE KŁAM! ;D
    Błędów raczej nie zauważyłam, chyba że może dwa razy powtórzenie, ale nie rzucało się w oczy bardzo, więc nie przytaczam :)

    Wyjeżdżasz na wakacje? A więc życzę udanego wypoczynku ^^ Gdziekolwiek jedziesz :D

    I dziękuję bardzo za dedykację. Miło się zrobiło jak to przeczytałam :* W sumie nic takiego nie zrobiłam, ale i tak dziękuję ^^

    OdpowiedzUsuń
  12. Coś mi się wydaję, że Sad szybciej tego pożałuje niż jej się wydaję. Po tym rozdziale jestem już prawie pewna, że to Damon jest wampirem który zabija i grozi dziewczynie. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej, przepraszam, że tak późno komentuję, ale dopiero co sama weszłam na swojego bloga :) Jak dla mnie to rozdział jest świetny, jak zawsze zresztą, nie wiem czego ty od niego chcesz :D Sadie postąpiła troszeczkę niemądrze zapraszając wampira no ale cóż, przynajmniej można mieć pewność, że kolejne rozdziały będą ciekawe i coś się będzie działo :)
    Czekam na kolejny z niecierpliwością i życzę weny na kolejne notki :) Aha, i poproś proszę Panią Wenę, aby nie roiła sobie więcej niezapowiedzianych urlopów, bo ostro sobie z nią pogadam :D
    Pozdrawiam i miłego wypoczynku na wakacjach ci życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. świetny rozdział .
    chciała bym zaprosić cię na bloga mojej koleżanki którą wspieram w pisaniu o 1d
    bardzo krucho u niej z komentarzami ..
    PROSZĘ O WEJŚCIE !
    http://mystoryondirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam tak samo z zaległościami na blogach. Mam wrażenie, że odpuszczę sobie na dzień czy dwa komentowanie, a potem mam do przeczytania już dwa rozdziały. Zazdroszczę ludziom, którzy potrafią tak szybko pisać tak dobre rozdziały. Ja moje rodzę w bólach, serio xD
    A jeśli chodzi o rozdział... Jest Damon (myślę, że tym razem całkiem kanoniczny ^^), jest Stefan, nawet Judith (która chyba ma brzydki sekret, mwahahaha ]:->) i nie ma młodszego brata. Czego chcieć więcej? Chociaż ja, będąc na miejscu Sad, innymi słowy: wiedząc o istnieniu wampirów, nie zapraszałabym niedawno poznanych ludzi (Damon, Stefan) do swojego domu. Wykorzystałabym myk zastosowany przez koleżankę matki Eleny, sprytna kobiecina. ^^ Ale jak rozumiem, Damon i Stefan pomogą Sadie pozbyć się tego bardzo niemiłego wampira, który ją nastraszył, więc pewnie koniecznego było, żeby weszli do domu ^^

    OdpowiedzUsuń
  16. Siedzisz w swojej celi, czekając z niecierpliwością na wyrok; czuwasz, reagując nerwowym ruchem na najmniejszy hałas dobiegający z korytarza. Nagle słyszysz przekręcanie klucza w zamku, drzwi otwierają się, skrzypiąc, a w progu staje strażniczka więzienna, której zadaniem było Cię ocenić.

    - Witaj - mówi, a Ty oddychasz na poły z ulgą, że wreszcie skończyło się to czekanie, na poły z niepokojem, gdyż wciąż nie wiesz, ile czasu będziesz musiał tu spędzić. - [kilka dni w areszcie]. Ze względu na zawartość przedstawionych przez ciebie dowodów, taki wyrok wydał mi się najwłaściwszy. Tu są wszystkie szczegóły. - Podaje Ci teczkę opatrzoną numerem [679]. Dziękujesz i siadasz w celu poznania opinii pracowniczki, podczas gdy ona cicho ulatnia się z Twojej celi.



    Z poważaniem,

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetne opowiadanie, zapraszam Cię do mnie, również próbuje swoich sił w pisaniu. Może będziesz w stanie napisać co sądzisz? Bardzo zależy mi na opiniach "starszych blogowiczów". ;-) proszę od razu o informowanie mnie o nowych rozdziałach. z góry dziękuję i całuję. :-*

    http://nasza-1000-milosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Tak, wakacje! Nareszcie, chyba nie znajdziemy osoby, której by się to nie podobało:)
    Wiem, że późno, ale już tak ostatni mam;)Straszne zaległości, i u mnie, i u Was...

    Przejedzmy do tekstu:) Szkoda, że tak krótko! Ja tu się rozpędzam a tu już koniec, jak mogłaś?? Haha Warto czekać jak zawsze na twoje rozdziały, bo mają coś w sobie, że człowiek siada, czyta i się oderwać nie może;)
    Ciekawe relacje łącza członków rodziny Sad. Matka kompletnie nie interesuję się córką, bo przypomina jej o przeszłości? Co za banał! Jak można być tak egoistyczną osobą?
    Ojczym, chyba jest tu najmniej winny. No cóż taki już jego los. Za pieniądze nie kupi sobie szacunku i oddania;)
    Brat… jak najbardziej zdrowe rodzinne relacje hahaha Nie ma to jak wykorzystywanie młodszego rodzeństwa, w końcu po coś oni są na tym świecie;D

    Kompletne zaskoczenie, jeśli chodzi o tą akcję pod domem. Inny wampir? Nie wydaje mi się, żeby był to któryś z braci, więc zapewne jest to ktoś nowy...Tylko kto?? Ciekawe skąd wie, kim jest Sad i jakie ma wobec niej zamiary…
    Damon… ten to rozwali każdy system hahaha sory za określenie, ale mnie rozbawił;D
    Rozejm? Co za podstęp…, aby wejść do domu… no i do życia Sad;) Już wyobraziłam sobie minę Stefana haha
    Czekam na szczegółowy opis tego, co będzie się działo, po przekroczeniu progu przez Sad i Damona, to będzie coś
    Wybacz ten dzisiejszy komentarz, ale jestem strasznie roztrzepana ostatnio i sama nie wiem, co tu napisałam dokładnie;)
    Pozdrawiam i czekam na nn;D

    OdpowiedzUsuń
  19. No dobra, w końcu się zabrałam i przeczytałam.
    Wiesz co, mam wrażenie, że tym wampirem, który atakuje w miasteczku nie jest Damon tylko ktoś inny, ale oczywiście nie jestem niczego pewna. No i ciekawi mnie to ostanie zdanie...:)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. No, skończyłam czytać! Pasjonujące i orginalne tylko dręczy mnie to kiedy pojawią się moje kochasie czyli pierwotni a konkretnie jeden - Kol :D
    Czekam na następny rozdział i dodaję do linków jak mówiłam.
    http://historia-jess.blogspot.com/
    http://czarownica-z-ymsoriel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  21. Tak patrze na rozdział XI i sprawdzam komentarze, bo to jest dowód na to czy czytałam czy nie. No i widzę, że nic nie ma. Więc czytam z myślą, że może po prostu przeoc zyłam powiadomienie. I co? I oczywiście kojarzę to! Mam 100 % pewności, że już czytałam i nawet dodawałam komentarz! A przynajmniej próbowałam , ale widać się nie dodał ;/ Więc czytam jeszcze raz :)
    Nie uważam, aby takie postępowanie Marcusa było dobre. W końcu rozpuści Sadie. Dziecko musi wiedzieć, że gdzieś jest granica. Rodzice, nawet przybrani powinni mu ją pokazywać. Inaczej może się to źle dla dziecka skończyć.
    Powiem Ci, że ja także tak upycham rzeczy do szafy xd No po prostu jest szybciej. Po co marnować czas na układanie wszystkiego, skoro można go przeznaczyć na pożyteczniejsze rzeczy xd
    Nie sądzę, aby tym wampirem, który ją zaatakował był Damon. Po 1. nie przyszedł by wtedy pod jej dom, żeby się wprosić na imprezę. Po 2. on raczej nie nosi zapinek zespołów. Ma swój styl i nigdy nie ubrał czegoś takiego, chyba że go zmieniłaś xd
    Swoją drogą ciekawe, kto ją napadł. I że nic nie zrobił? Mógł chociaż drasnąć jakoś ;d
    Jeśli chodzi o Sadie, to jeszcze pożałuje, że zaprosiła Damona do domu xd I na pewno zepsuje im imprezę. A Stefcio się zdenerwuje -.-
    I Judith i ta jej choroba... No podejrzana sprawa. Może ona też ma coś wspólnego z nadnaturalnymi mocami? Tego dowiem się później ^^
    Po raz kolejny mówię, że ten rozdział mi się podobał, aczkolwiek mogłaś tam Sadie troszkę, że tak powiem ukrwawić ;d Byłoby ciekawiej ! Zwłaszcza przy Stefciu albo Damonie xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak musiałaś przeoczyć swój komentarz, bo wyżej już pojawił się wpis od ciebie ;) Ale to nic. ;D Ja planuję małą krwawą scenkę w następnej notce, wiec nic się nie bój ^^

      Usuń
  22. Ślicznie piszesz. ;) Zapraszam do mnie:

    niklaus-caroline-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  23. Jak znajdę dłuższą chwilę, to przeczytam coś więcej niż tylko Prolog i 2 rozdziały. Miło będzie wrócić do braci Salvatore, zwłaszcza, że oczekiwanie na koleją serię VD jest nieznośnie dłużące się. Sadie jest fantastyczną postacią, lubię takie pyskate, więc tym bardziej ciekawi mnie, to co jej przygotowałaś :)

    Pozdrawiam, sekret-kruka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, mi też czekanie na czwarty sezon strasznie się dłuży. Miło, że chcesz to czytać ;)

      Usuń
  24. u mnie nowy rozdział, zapraszam serdecznie do przeczytania. ;-)

    www.nasza-1000-milosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  25. zaczęłam właśnie czytac Twojego bloga i jestem pod wrażeniem !
    Świetny jest :D Obiecuję, że do końca tygodnia przeczytam go całego ;)
    Zapraszam do mnie na www.pijana-szczesciem96.blogspot.com
    Informuj mnie o nn na moim blogu ;)
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Hej! Dziękuję za miły komentarz na moim blogu:) Przeczytałam twoje opowiadanie od początku i jestem pod wrażeniem:) Skończyłam bardzo szybko, bo masz ciekawy styl pisania, taki lekki i przyjemny, że nawet nie wiem kiedy skończyłam czytać:D Dodaje do linków natychmiast :)

    Czy mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach? Możesz to zrobić na tym blogu:
    [ostatnia-szansa-severusa.blogspot.com].
    Byłabym wdzięczna gdybyś się zgodziła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również ci dziękuję za komentarz. Miło przeczytać kilka ciepłych słów o swoim opowiadaniu. ;)
      Oczywiście ja również dodałam cię do linków i z wielką przyjemnością będę cie informować o nowościach, o to się nie martw. ;)
      Całuski! ;**

      Usuń
  27. Wow! Jak narazie jestem pod wrażeniem Twojego opowiadania... Chwila muszę ochlonąć... ok.
    Na Twoim blogu pojawiałam się przypadkiem i jak zaczęłam czytać tak nie mogłam się oderwać od tej historii! Chce klikać na ,,Nowszy post'', a tu bach nie ma nowszych;/ No cóż mam nadzieję, że szybko pojawi się kolejny rozdział. Co raz bardziej intryguje mnie kim jest tajemniczy wampir, który terroryzuje miasteczko Sadie. Na poczatku byłam przekonana, że jest nim Damon, ale po ostatnim ataku sama już nie wiem. Interesuje mnie też to co kombinuje starszy Salvatore proponując bohaterce chwilowy rozejm? No to chyba tyle. Zapraszam Cię na moje blogi : http://blood-angel-damonamelia.blogspot.com/ i http://real-dream-zycie-zwariowanej-dziewczyny.blog.onet.pl/. Była bym wdzięczna gdybyś mnie informowała o nowych notkach.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  28. Weszłam w Twoją zakładkę 'o autorce' i po prostu doznałam szoku w momencie kiedy dotarło do mnie, że jesteś 5 lat młodsza ode mnie. Jestem pełna podziwu, że tak młoda dziewczyna potrafi tak dobrze pisać. Gratuluje Ci Twoich umiejętności z całego serca i mam nadzieję, że nadal będziesz trenować i tworzyć. Oby tak dalej, a może za jakiś czas będę miała zaszczyt przeczytać Twoją książkę ;-)

    Dziękuję za wskazówki, następnym razem będę starała się zwracać na to uwagę. ;)
    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  29. Twój blog został oceniony na Wszechstronnych. Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  30. Aston Martin, łowcy, AC/DC, Led Zeppelin... Moje klimaty :)
    Prowadzisz ciekawego bloga, historia trzyma się całości. Bardzo podobają mi się momenty, gdy do powiadana dodajesz "historyjki z przeszłości".
    Ale chciałabym się doczepić samej pisowni :) Zawsze to robię, gubisz czasem zaimki i robisz powtórzenia.
    Mimo tego, podobają mi się bohaterowie, wygadana Jud, skryta, ale cięta Sad, tajemniczy i nieprzystępny Damon i oczywiście wspaniały, słodki Stefan.
    Pozdrawiam ze Świata Łowców :P

    OdpowiedzUsuń
  31. Szkoda że zawiesiłaś :( Bo naprawde to jest cudowne! Mam nadzieję że kiedyś (w najbliższym czasie ;D) odwiesisz go.

    Tak po drodze zapraszam do mnie :
    http://the-new-road.blogspot.com/
    http://o-b-c-a.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń